Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

jak wygląda walka z botami

Elon Musk, gdy przejmował Twittera, zapowiedział walkę z fake kontami i botami, spamującymi serwis społecznościowy. Od przejęcia spółki wiele rzeczy nie poszło jednak po myśli ekscentrycznego multimiliardera. Wśród nich można wymienić również walkę z fikcyjnymi kontami, których liczba w ostatnich miesiącach znacząco się zwiększyła. Dziesiątki tysięcy z nich to boty promujące Donalda Trumpa, który wprawdzie na Twittera nie wrócił, mimo zaproszenia Muska, ale który ma tam sporo do ugrania, szczególnie w nadchodzących miesiącach.

Czytaj również: Najbogatszy człowiek świata stracił od początku roku aż 107 mld dolarów

 

 

Na skróty:

  • wg agencji Associated Press w zeszłym roku na Twitterze pojawiły się dziesiątki tysięcy fałszywych kont-botów
  • Łączy je to, że prowadzą agitację na rzecz Donalda Trumpa, który będzie ubiegał się o nominację na kandydata Republikanów w wyborach prezydenckich w 2024 roku
  • Sam Twitter po przejęciu przez Elona Muska miał wytoczyć wojnę fałszywym kontom i botom
  • Na razie jednak boryka się z problemami finansowymi i odpływem dużej części reklamodawców
  • Więcej ważnych informacji znajdziesz na stronie głównej FXMAG
Reklama

 

Przedwyborcze boty wracają na Twittera

Jak wynika z doniesień agencji Associated Press, na przestrzeni ostatniego roku na Twitterze pojawiły się tysiące fikcyjnych kont, które łączy jeden wspólny mianownik - poparcie dla byłego prezydenta Donalda Trumpa i publikowanie treści wyłącznie o charakterze politycznym, najprawdopodobniej w ściśle zautomatyzowany sposób.

Firma analityczna Cyabra, która odkryła sieć protrumpowskich botów, zwróciła uwagę na to, że treści publikowane przez konta agitacyjne nie tylko uderzają w Demokratów i administrację urzędującego prezydenta Joe Bidena, ale również celują w rywali Trumpa w jego własnym republikańskim obozie. Nie jest bowiem tajemnicą, że Donald Trump będzie chciał startować w przyszłorocznych wyborach prezydenckich, które odbędą się w listopadzie 2024 roku. Aby reprezentować Republikanów musi jednak zwyciężyć w partyjnych prawyborach. Jego głównym rywalem jest obecny gubernator Florydy Ron DeSantis, który zasłynął ostatnimi wypowiedziami krytykującymi wsparcie militarne USA dla Ukrainy, nazywając je „angażowaniem się w wojnę zastępczą z Chinami”.

W połowie lutego do wyścigu o reprezentowanie Republikanów w wyborach prezydenckich dołączyła Nikki Haley, była ambasador USA przy ONZ za prezydentury Trumpa. I to właśnie głównie na niej w ostatnich tygodniach została skupiona uwaga zidentyfikowanych botów i fake kont - wg firmy Cyabra aż 75% treści o negatywnym sentymencie dotyczących Nikki Haley zostało opublikowane lub udostępnione przez fake konta.

Poza atakowaniem rywali Trumpa w nadchodzących prawyborach, fikcyjne konta skupiają się również na Republikanach krytykujących byłego prezydenta USA, w tym m.in. Mitcha McConnella i Paula Ryana, którzy uważają, że Trump szkodzi partii i nie powinien jej reprezentować w przyszłorocznych wyborach.

W jaki sposób Cyabra zidentyfikowała dziesiątki tysięcy kont jako fałszywe?

Reklama

Wg firmy analitycznej nie było to specjalnie skomplikowane, bo sama akcja agitacyjna nie została przygotowana w zbytnio wyrafinowany sposób, stawiając na ilość, a nie jakość. Wszystkie opisywane protrumpowskie fake konta na Twitterze powstały w 2022 roku i zostały założone w zautomatyzowany sposób, dużymi grupami w kwietniu, październiku i listopadzie zeszłego roku. Większość z kont publikuje wyłącznie treści o charakterze politycznym, bądź retweetuje (udostępnia) posty innych botów. W komentarzach pod postami pojawiają się zaś generowane automatycznie treści kolejnych kont, które nawet nie odnoszą się do tematu tweeta, pod którym są publikowane.

Nie chodzi tu jednak o to, by ktokolwiek uwierzył w to, że jest to rozmowa prawdziwych ludzi, a bardziej o „hackowanie” algorytmów Twittera, tak aby konkretne frazy (np. Trump) pojawiały się w trendach i najpopularniejszych hashtagach i były promowane przez portal.

Czytaj również: Ekscentryczny milioner szuka „kogoś wystarczająco głupiego” do przejęcia pieczy nad upadającym gigantem

 

Walka z botami

Oczywiście tzw. „farmy botów” w mediach społecznościowych to nic nowego - wystarczy przypomnieć chociażby rosyjskie działania właśnie na Twitterze, mające na celu wpływanie na opinię publiczną i rozprzestrzenianie fake newsów przed wyborami prezydenckimi W USA w 2016 roku. Ciekawe jest jednak to, że spora część opisywanych fałszywych kont została założona już po tym jak pod koniec października zeszłego roku Twitter został przejęty przez Elona Muska.

Co to ma do rzeczy?

Przede wszystkim fakt, że Musk jeszcze przed wykupieniem serwisu społecznościowego zwracał uwagę na to, że odsetek nieprawdziwych kont na Twitterze jest stanowczo za duży (zarząd spółki szacował go na ok. 5%, podczas gdy Musk twierdził, że jest on co najmniej dwa razy większy). Wtedy jednak prezes Tesli użył tego argumentu do zerwania umowy zakupu Twittera, co jednak nie wypaliło i finalnie Elon Musk zasiadł na fotelu prezesa spółki. Gdy jednak Twitter był już w rękach Muska, zapowiedział on walkę z fałszywymi kontami i botami, już w pierwszych dniach chwaląc się rekordowym wzrostem interakcji pomiędzy użytkownikami i przyrostem liczby nowych kont. O tym, że przejęcie Twittera nie przebiegło w pełni po myśli ekscentrycznego miliardera pisaliśmy już wielokrotnie. Z doniesień Associated Press wynika jednak, że za sporą część przyrostu liczby nowych użytkowników, który został odtrąbiony przez Muska jako sukces, mogły odpowiadać właśnie masowo tworzone… fake konta, z którymi nowy właściciel chce walczyć.

Reklama

Co ciekawe, sam Elon Musk - który dość chętnie komentuje na Twitterze tego typu informacje - jak dotąd milczy na temat doniesień w sprawie protrumpowskich fake kont na jego platformie.

Czytaj również: Twitter jako platforma, bez której nie da się żyć – analiza obecnej sytuacji spółki

 

 

Coraz gorsza kondycja Twittera?

Elon Musk nie przejął Twittera w najlepszej kondycji finansowej, od samego początku twierdząc, że kupuję platformę społecznościową po to, by ją „uleczyć”. Zmiany zaczęły się od masowych redukcji etatów, w ramach których Twitter zwolnił ponad 3700 pracowników. Kolejne zwolnienia miały miejsce już w lutym - załoga spółki zmniejszyła się o ponad 200 osób, co stanowiło 10% wszystkich zatrudnionych.

Wraz z przejęciem Twittera przez Elona Muska z portalu wycofało się wielu reklamodawców, choć trzeba też przyznać, że pokryło się to w czasie z ogólnym trendem redukcji budżetów reklamowych w social mediach i internecie. Nowy właściciel Twittera jest jednak osobą o dość stanowczych poglądach, które w opinii wielu reklamodawców mogą szkodzić ich wizerunkowi. Na niekorzyść Twittera zadziałały też zeszłoroczne wpadki wizerunkowe tuż po zmianie właściciela, wskazujące na to, że portal kompletnie nie radził sobie z moderacją treści, ochroną praw autorskich i usuwaniem materiałów, które nie powinny się na nim pojawić.

Reklama

Twitter wprawdzie nie jest już spółką giełdową i nie musi upubliczniać pełnych sprawozdań finansowych, jednak z danych firmy analitycznej Standard Media wynika, że portal społecznościowy w grudniu zeszłego roku zanotował ponad 70% spadek przychodów od reklamodawców. Te zaś stanowią główne źródło utrzymania serwisu i wprowadzenie płatnych usług subskrypcyjnych (m.in. w postaci odznaki Twitter Blue za 8 USD miesięcznie) przez długi czas tego nie zmieni (o ile kiedykolwiek dojdzie do tego, że Twitter będzie wstanie generować więcej przychodów z samych użytkowników, chcących płacić za funkcje platformy niż z reklam).

Grudniowy spadek przychów Twittera miał zaś wynieść 40% w porównaniu do poprzedniego roku.

Czytaj również: Bitcoin będzie ważną częścią przyszłości Twittera

 

Czytaj więcej