Reklama
twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

ceny w lidlu

 

  • Wojna Biedronka kontra Lidl wchodzi w nową fazę.
  • Obniżki cen w dyskontach są szalone.
  • Obniżki cen jaj sprawiają kłopot ich producentom.
  • Ile potrwa jeszcze szalona wojna dyskontów?

 

 

Od kilku tygodni trwa wojna cenowa między Lidlem a Biedronką. Te jedne z najważniejszych sieci handlowych detalicznych w kraju zaczęły obniżać ceny na łeb, na szyję. Obniżki cenowe są spektakularne.

Reklama

Jakie ta wojna ma znaczenie dla polskiej gospodarki i ile potrwa?

 

Wojna Biedronka kontra Lidl wkracza w nową fazę

Wszystko zaczęło się od tego, że Biedronka zaczęła wysyłać do klientów SMS-y informujące, że jest tańsza, niż Lidl. Z początkiem 2024 roku ta portugalska sieć obniżyła ceny regularne 60 produktów, a wtedy Lidl zareagował obniżką cen 300 produktów. W odwecie Biedronka obniżyła ceny 360 produktów. Największa obniżka w trakcie tej wojny sięgnęła -70%.

Wojna niemieckiego Lidla i portugalskiej Biedronki jest niezwykle zapalczywa i wkroczyła już na nowe poziomy. Lidlowi nie spodobały się „anty-lidlowe” plakaty Biedronki, na których jest hasło: "od 2002 roku Biedronka Codziennie niskie ceny tańsza niż Lidl". Lidl złożył do sądu wniosek o udzielenie zabezpieczenia roszczeń przed wszczęciem postępowania, a sąd na to przystał i komornik zaczął zajmować plakaty Biedronki. 

 

Zobacz także: Wojna cenowa w supermarketach nie tylko w Polsce! Na tym rynku mocno obniżyła inflację

 

Reklama

 

Poza tym, zapalczywy konflikt zaczyna mieć dalekosiężne konsekwencje. Okazuje się, że np. jaja sprzedawane są sieciach Biedronka i Lidl o połowę taniej, niż są kupowane u producentów – tak wynika z danych Krajowej Izby Producentów Drobiu i Pasz. To rodzi problemy dla producentów jaj, bo rosną żądania innych odbiorców (nie-dyskontowych) w zakresie obniżki cen. Poza tym pojawiły się podejrzenia konsumentów co do jakości towaru.

 

Czytaj również: Spółka Polaka miała być jak Amazon, Azjaci kupili jej biznes za grosze

 

Reklama

 

Ile potrwa wojna Lidl kontra Biedronka i jakie będą jej skutki?

Jakie skutki ta wojna między dwoma dyskontami będzie miała dla polskiej gospodarki? I jak długo jeszcze potrwa?

Wedle analityków mBank Research, obniżki cenowe są spektakularne. „Jakiś efekt cenowy będzie i pewnie pogłębi dołek inflacyjny. Drugi koniec kija sugeruje, że konsument będzie miał lepiej. Oszczędzając na jednym, więcej może wydać na drugie” – piszą w analizie.

Generalnie jednak, co ciekawe, analitycy mBanku odpowiadają, że prawidłowa odpowiedź na pytanie o wpływ tej wojny na gospodarkę brzmi: nie wiadomo jaki dokładnie będzie. Analitycy zwracają uwagę, że ankieterzy GUS nie muszą w ogóle trafić na promocję w Biedronce czy Lidlu, bo zbiór cen odbywa się w określonym wycinku miesiąca i w tym wycinku spisana cena nie musi być obniżona. Choć oczywiście, istnienie promocji zwiększa prawdopodobieństwo, że w zbiorze obserwacji znajdzie się cena mocno obniżona - przyznają.

Poza tym, wskaźniki CPI są podstawą do waloryzacji o tzw. koszty życia, więc można spodziewać się nasilonych debat eksperckich po zbiorze cen. „W oczywisty sposób zaburzenie wskaźnika w dół ceną mocno odbiegającą od sąsiednich w czasie, ale jednocześnie możliwą do wykorzystania jedynie w bardzo krótkim oknie spowoduje, że pokolorujemy rzeczywistość na różowo. Może to spowodować ustalenie niższych wskaźników waloryzacji, które nie będą tak samo dobrze korespondować z rzeczywistością” – piszą analitycy mBanku.

 

Reklama

 

Drastyczne obniżanie cen przez firmy ma na celu zdobycie klientów i zwiększenie sprzedaży innych towarów oraz walkę z konkurencją i zdobycie rynku. Dlatego, według analityków mBanku,  walka cenowa nie może trwać wiecznie. „Albo zdobywa się rynek i jednak ponownie podnosi ceny, albo walkę się przegrywa, gdy mocny przeciwnik podejmie rękawicę i również zacznie obniżać ceny. Tak czy inaczej jest to zwykle fenomen przejściowy. Jak długo potrwa - nie wiemy. W tym szczególnym przypadku mamy do czynienia z potężnymi obniżkami, więc pozostaje wątpliwe, iż będą się mogły utrzymywać długo” – uważają analitycy mBanku.

 

Zobacz również: Fuzja Orlenu z Lotosem. Specjalny zespół prokuratorów bada głośną sprawę

 

Są oni również pewni, że ta wojna cenowa znajdzie jakieś odzwierciedlenie we wskaźniku CPI, albo bezpośrednio (przez duże sieci), albo pośrednio (przez dostosowanie cen w konkurencyjnym otoczeniu).  „Nie ulega wątpliwości, że okres na promocje jest dobry. Konsument budzi się po szoku, szuka okazji (w języku ekonomii ma to nawet nazwę - efekty substytucyjne) i niedługo będzie też kupował po prostu więcej (znów sięgnijmy po skomplikowany wokabularz - efekty dochodowe). Pozostaje dla nas sporym znakiem zapytania, czy duże sieci będą w stanie długo prowadzić ze sobą walkę. Jeśli niższe marże jednostkowe nie zostaną skompensowane obrotem (=scenariusz wygrania wojny), to nieuchronny jest powrót do status quo. Akcjonariusze - przyzwyczajeni do określonej masy zysku - nie zaakceptują niższych wyników - standardem (poza oczywistą recesją lub kryzysem) jest poprawa, w tym czy innym stopniu. To kolejny argument za tym, aby traktować wojnę cenową jako przejściową” – tłumaczą analitycy mBanku.

Reklama

Spodziewają się oni znacznego zwiększenia popytu, co jednak nie jest dobre dla… ekonomistów. „Agresywne promocje obowiązujące przez pewną część miesiąca stwarzają zagrożenie, że dane sprzedażowe będą jeszcze bardziej zygzakować z uwagi na fakt, że dochodzić będzie czasowo do kumulacji popytu, która nie będzie się równo rozkładała po miesiącach. Trudniej w takiej sytuacji oddzielić sygnał od szumu” - podsumowują.

W każdym razie, konsumenci są chwilowo bardzo ukontentowani trwającym konfliktem dyskontów:

 

 

Czytaj więcej