Reklama

Masz ciekawy temat? Napisz do nas

twitter
youtube
facebook
instagram
linkedin
Reklama
Reklama

bessa zapaść

Przy każdych większych lub przy długotrwałych spadkach inwestorzy zastanawiają się czy dalej mamy do czynienia wyłącznie z niewinną korektą, czy może jednak mówimy już o początku większych kłopotów na giełdzie. Wczorajsza solidna przecena rozpoczęła piąty już z rzędu tydzień spadków praktycznie na wszystkich indeksach. Sama korekta może nie jest specjalnie spektakularna, bo NASDAQ od swojego szczytu spadł dopiero o 8%, a S&P 500 i Dow Jones po 5%, ale sporo osób martwi nie sam poziom korekty, tylko rozległa w czasie długość jej trwania.

No właśnie, czy ciągle mówimy tu jeszcze o korekcie czy może już o tym paskudnym, spędzającym sen z powiek wyrazie na literę „B”?

Najpierw trochę statystyki. W ciągu ostatniej dekady poważniejszych spadków na indeksie NASDAQ było siedemnaście. Trzynaście razy zatrzymywały się one w okolicy 10% obsunięcia od swojego szczytu lub były jeszcze mniejsze. Cztery razy mieliśmy do czynienia z większą korektą – dwa razy w okolice poziomu 15% (2015 i 2016 rok), raz 20% (2019 rok) i raz 30% (2021 rok).

Statystycznie więc bardziej prawdopodobne jest, że obecna korekta nie jest nawet encyklopedyczną korektą i patrząc na historię można stwierdzić, że istnieje 76% szans, że spadki zakończą się w okolicach 10%. Statystycznie brakuje nam zatem jeszcze jakichś 2% dalszego obsunięcia, a potem powinno przyjść odbicie.

Problem z takim rozumowaniem jest niestety taki, że statystycznie to pan i jego pies mają po trzy nogi. Dlatego w przypadku giełdy warto zwrócić uwagę nie na samą matematykę prawdopodobieństwa, ale też na to, jaki jest powód obecnych spadków, a ten… ciężko znaleźć.

No bo chyba nikt nie sądzi, że przyczyną spadków na szerokim rynku jest brak dostępu do Facebooka przez kilka godzin?

Reklama

Chiński Evergrande także nie ma niczego wspólnego z amerykańskimi spółkami technologicznymi, a rozprzestrzeniający się wariant Delta powinien tym firmom pomóc, a nie zaszkodzić.

O co więc chodzi?

Jedynie wyższe rentowności obligacji wydają się jakimś sensownym powodem, który faktycznie mógł negatywnie wpłynąć na wyceny spółek typu growth, ale to już zostało zdyskontowane. W ciągu ostatniego miesiąca rentowności trzydziestoletnich obligacji wzrosły o 0.11 punktu procentowego, co daje relatywny wzrost rentowności o 5.67%, podczas gdy NASDAQ w tym czasie spadł o 7.21%.

Patrząc za to na korzystne prognozy przychodów i ich pozytywne rewizje w przypadku zdecydowanej większości spółek na horyzoncie nie da się dostrzec właściwie żadnego realnego zagrożenia dla ich dalszej ekspansji.

Skąd więc biorą się ostatnie spadki?

A któż to wie. Każdego konkretnego dnia powodów może być całe multum, ale ich praprzyczyny należałoby szukać w samej etymologii słowa „korekta”.

Reklama

Otóż w ciągu ostatnich dwunastu miesięcy NASDAQ i S&P 500 wzrosły o prawie 40%. Nie trudno się domyślić, że dynamika wzrostu kursów akcji była o wiele większa niż dynamika wzrostu przychodów spółek wchodzących w skład indeksów.

To sprawia, że tak szybki wzrost ceny był nieproporcjonalny do poprawy sytuacji finansowej w spółkach i teraz cena ta jest korygowana do bardziej adekwatnych poziomów. Ot, cała tajemnica giełdowych korekt, które pojawiały się w historii, pojawiają się dzisiaj i będą pojawiały się w przyszłości.

Jedyne, czego możemy nauczyć się obserwując ostatnich sto lat giełdy, to żeby tego typu okazje wykorzystywać do nowych zakupów lub do uśredniania ceny zakupu tego, co w portfelu już posiadamy. Tylko tyle i aż tyle.

Tak to bowiem jest na giełdzie, że prędzej czy później korekta dobiegnie końca, a spółki o rosnących przychodach, działające w przyszłościowych sektorach, znowu znajdą się w centrum zainteresowania inwestorów, którzy za coraz większe przychody będą chcieli zapłacić coraz wyższą cenę.

 

Reklama

Czytaj więcej

 
Czytaj więcej