W ostatnim czasie inflacja jest głośnym tematem w Polsce. Powstaje powszechne przekonanie o tym, że w obliczu ekspansywnej polityki budżetowej i socjalnej, a także skokowego wzrostu płacy minimalnej, nie pozostaje nic innego jak tylko czekać na uderzenie inflacji tak mocnej, jak na początku lat 90 w Polsce, albo, cytując paranoików, takiej jak w Wenezueli. Te prognozy są dalekie od tego, co rzeczywiście może się wydarzyć, ale rzecz jasna nic nie jest wyssane z palca. Racjonalnych powodów do wzrostu w inflacji w Polsce jest przynajmniej kilka, jednak to nie tak, że nie mamy narzędzi do zwalczania jej. Kto więc mógłby zatrzymać inflację i w jaki sposób? Czy jest to prawdopodobne? Zapraszam do artykułu.
Wymienię kilka grup, które mają wpływ na poziom cen. Każda z tych grup jest niemal równie ważna, i sukces w zatrzymywaniu inflacji jest uwarunkowany tym, że każda z tych grup będzie w pełni świadoma negatywnych konsekwencji wysokiej inflacji. W tym miejscu założę, że wysoka inflacja to taka, która w ujęciu rocznym przekracza 3.5% i nie jest związana z sezonowością (np. jednorazową suszą). Analizując każdą grupę sprawdzę, na ile możliwe jest to, aby dana grupa pomogła w aktywnym zwalczaniu inflacji.
Media
Każda panika zaczyna się od mediów. Niestety, w Polsce obiektywizmu w mediach po prostu nie ma. Z jednej strony możemy usłyszeć, że zagrożenie inflacyjne nie istnieje, a wszystko jest pod kontrolą „prezesa”, który trzyma rękę na pulsie. Z drugiej strony zaś słyszymy, że Polska stanie się drugą Wenezuelą i najlepiej już teraz pozbyć się narodowej waluty. Gdzie jest środek? Niestety, nie ma go. Nawet osoby oglądające kanał nadający „Wiadomości” podświadomie czują, że nie wszystko jest OK, co widać choćby po cenach w sklepach. W związku z tym, świadomość społeczna przechyla się mocno w stronę myślenia „inflacja jest, a będzie jeszcze większa”, co przyczynia się do powstawania pesymistycznych oczekiwań inflacyjnych. A zgodnie z teorią racjonalnych oczekiwań, ludzie dostosowują swoje decyzje ekonomiczne do wszystkich znanych im informacji od razu, przez co oczekiwanie inflacyjne może bardzo łatwo stać się samospełniającą przepowiednią.
Mechanizm w jakim się to dzieje jest dość prosty. Jeżeli ktoś Ci powie (a Ty uwierzysz), że za miesiąc zapłacisz za cukier dwa razy więcej, to czy nie kupisz dzisiaj więcej, aby się zabezpieczyć i kupić w korzystniejszej cenie? Niech tak pomyśli każdy w naszym kraju, a nagle mamy dwa razy większy popyt na ten sam produkt, co oczywiście podniesie cenę.
Ale to nie jedyny mechanizm. Niech ktoś powie Ci, że za rok Twoje oszczędności zmniejszą się o połowę. Czy nie pozbędziesz się ich teraz, zamieniając je w coś trwałego? Nieruchomość, złoto, dolary, cokolwiek innego, co utrzyma wartość? Niech pomyśli tak każdy i nagle mamy ogromną nadpodaż pieniądza, która skutkuje inflacją.
Ale co tutaj media mają do tego? Bardzo dużo. Niestety, to media kształtują 80% poglądów. Ilość osób potrafiących wydać samodzielny, obiektywny osąd na temat oczekiwanej inflacji jest bardzo mała. Niemal każdy słyszał o tym terminie, ale bądźmy szczerzy, ile osób rzeczywiście interesuje się ekonomią? Łatwiej jest przecież uwierzyć w słowa padające z ekranu telewizora, i uznać to za pewnik. Więc wracając do cen cukru – być może ja czy Ty uznamy to za sianie paniki, ale pozostałe 80% społeczeństwa w to uwierzy, a samospełniająca się przepowiednia zadziała w 80%, co niestety i tak będzie wystarczająco dużym poziomem.
Czy tego chcemy, czy nie, media mogą bardzo pogorszyć sprawę, bo bezpośrednio sterują oczekiwaniami inflacyjnymi większości społeczeństwa. Wielka szkoda, że w Polsce obiektywizm nie istnieje, i zawsze przedstawia się skrajności. Takie nagłówki lepiej się sprzedają, a media o tym wiedzą. Niestety zysk mediów, to w tym przypadku koszt całego społeczeństwa. Miejmy nadzieję, że w obliczu prawdziwego zagrożenia media nie będą dolewać oliwy do ognia, a będą się skupiać na rozmowach o tym, jak tej inflacji przeciwdziałać, bo jednym ze sposobów na jej powstrzymanie jest ukierunkowanie oczekiwań społeczeństwa na to, że inflacji nie będzie, lub że będzie spadać. I takiego działania mediów, polegającego na uspokojeniu ludzi bym oczekiwał. Ale w polskiej rzeczywistości to raczej pobożne życzenie.
Bank centralny
To prawdopodobnie najbardziej oczywisty podmiot mający wpływ na poziom cen, w związku z czym nie ma możliwości w tak krótkim artykule opisać wszystkich narzędzi, których bank centralny używa do kontrolowania inflacji. Zamiast szczegółowo opisywać każdy mechanizm, lepiej przenieść się na wyższy poziom dyskusji: czy NBP będzie robił to, co powinien?
Zacznijmy od tego co powinien robić: traktować cel inflacyjny jako nadrzędny oraz reagować w odpowiednim czasie, bez patrzenia na politykę rządu. Powinno przybierać to formę restrykcyjnej polityki monetarnej, polegającej na ograniczaniu podaży pieniądza, poprzez np. podnoszenie stóp procentowych.
Niestety, w przypadku NBP bardziej prawdopodobna jest zbyt gołębia polityka. Dlaczego? Bo to się opłaca rządowi. Niskie stopy procentowe to niższy koszt utrzymywania długu sektora publicznego, a także bardziej ekspansywna polityka gospodarcza, która w sprzyjających warunkach może wspierać wzrost gospodarczy. Te motywy utrzymywania niskich stóp procentowych w swojej intencji są dobre: mimo wszechobecnej niechęci do polityki, nikomu na pewno nie zależy na tym, aby dług publiczny powiększał się przez narastające odsetki, ani żeby polityką monetarną ograniczać wzrost dochodu.
Niestety, prowadzenie takiego toku myślowego przez bank centralny może być zgubne i prowadzić do prowadzenia polityki opartej na reakcji, która z natury jest (w przypadku polityki monetarnej) zbyt późna. Bank centralny powinien z wyprzedzeniem podnosić stopy procentowe, aby w perspektywie kilkunastu miesięcy zapobiec narastającej inflacji. Jeżeli reakcja nastąpi dopiero w momencie pojawienia się wysokiego wzrostu cen, efekty zaostrzenia polityki widoczne będą dopiero po kolejnych kilkunastu miesiącach – a wtedy ekonomia może znajdować się już w całkowicie innym punkcie.
Istotne jest, aby bank centralny zawsze pamiętał o swoim nadrzędnym celu – utrzymywaniu inflacji na stabilnym poziomie, w określonym statutowo zakresie wahań. Zgodnie z przesłaniem tzw. reguły Tinbergena, bank centralny może skutecznie osiągać tylko jeden cel. Jeżeli więc zacznie realizować inne cele (jak wzrost gospodarczy, niskie oprocentowanie), stanie na straży stabilnego poziomu cen będzie zagrożone. Przesłanie dla NBP jest więc jasne: dobrze róbcie to, do czego jesteście stworzeni, ale nie róbcie nic ponadto. Nie bądźcie zbyt ambitni i bądźcie niezależni od rządu. Tylko w ten sposób powstrzymacie inflację.
Rząd
Co rząd może zrobić, aby zapobiec inflacji? Tutaj najprostszą odpowiedzią byłoby: wycofać się z obietnicy skokowego wzrostu płacy minimalnej. Ale to zbyt banalne. To, co jest obiecane powinniśmy traktować jako pewnik – radykalizm nie jest raczej obcy obecnej partii rządzącej i nie należy oczekiwać, że ktoś się z niego wycofa. Trzeba lepiej pomyśleć, co zrobić, aby ta zmiana jak najmniej wpłynęła na ceny.
Przede wszystkim trzeba by było prowadzić politykę otwartości na problemy przedsiębiorców, u których wzrost płacy minimalnej będzie problemem. Należy zapobiec temu, aby wzrost kosztów zatrudnienia przeniósł się na ceny w sklepach. W jaki sposób? Być może rozwiązaniem byłyby ulgi podatkowe lub nawet bezpośrednie programy wsparcia. Szczerze mówiąc, ciężko jednak sobie to wyobrazić. Niestety wygląda na to, że rząd stawia na powstrzymanie inflacji w inny sposób: poprzez wymianę jej na wzrost bezrobocia. Duże sieci handlowe, dzięki efektowi skali prawdopodobnie poradzą sobie ze zwiększeniem płacy minimalnej bez dużego przekładania tego na ceny. Problem jest jednak z mniejszymi firmami, dla których wzrost płacy minimalnej oznacza bankructwo. A dlaczego? Bo albo nie będzie ich stać na zatrudnianie pracowników, albo ich zatrudnią, ale będą musieli podnieść ceny, przez co nie będą mogli konkurować z większymi sieciami, czego efektem również będzie zamknięcie biznesu i zwolnienie pracowników.
Niestety, prawdopodobnie zadziała tutaj klasyczna krzywa Phillipsa i wymienialność inflacji na bezrobocie – i to jest gra, w którą świadomie gra rząd, który dla dobra ogółu (brak wysokiej inflacji), będzie w stanie zaryzykować kilkuprocentowy wzrost bezrobocia.
Poza powyższymi, ważne jest też jeszcze kilka ogólnych zasad działania, których powinien trzymać się rząd, aby nie pogorszyć sytuacji. Po pierwsze, nie powinien kolejny raz próbować tak mocno wpływać na wolny rynek – taki wzrost płacy minimalnej to i tak wystarczająco duży cios. Po drugie, rząd nie powinien próbować wywierać wpływu na politykę monetarną – niech przynajmniej bank centralny może stopować inflację, którą wywołuje polityka rządowa. I wreszcie po trzecie, najważniejsze – jeżeli sytuacja wymknie się spod kontroli, rząd powinien się w porę opamiętać i wycofać z niebezpiecznej polityki proinflacyjnej. Czy to możliwe? Ocenę pozostawiam Tobie.
Firmy
Przedsiębiorstwa to grupa, która w niemal bezpośredni sposób wpływa na ceny. W większości przypadków zmiana ceny jest podyktowana zmianą kosztów i jest to coś, na co przedsiębiorcy nie mają wpływu. Nie ma co oczekiwać, że jakakolwiek firma nie podwyższy cen, jeżeli koszty zatrudnienia będą rosnąć. Problem jednak w tym, że wiele firm może próbować wykorzystać sytuację oczekiwanej inflacji do sztucznego podnoszenia swoich cen, tylko dlatego że „przecież wszystko drożeje”. Dobrym porównaniem są tutaj stacje benzynowe. Gdy cena ropy idzie w górę, niemal od razu widzimy wzrost ceny paliwa na stacjach. Gdy jednak cena ropy spada, na obniżenie ceny paliwa zazwyczaj trochę czekamy. Podobnie jest z oczekiwaniami inflacyjnymi - sprytne firmy wykorzystują je, bo konsument i tak jest już pogodzony ze wzrostem cen i łatwiej się na to godzi. Niestety jest to dość niebezpieczne – oczekiwania inflacyjne bardzo łatwo w ten sposób przekładają się na rzeczywistość.
Co mogliby zrobić przedsiębiorcy, aby powstrzymać inflację? Powinniśmy oczekiwać z ich strony racjonalnego działania i podnoszenia cen tylko, gdy jest to uzasadnione ekonomiczne. Koniec końców, wszelkie próby wykorzystania oczekiwań inflacyjnych do wygenerowania dodatkowego zysku odbiją się na przedsiębiorcach bumerangiem – konkurencja również podniesie ceny, a powstała przez to inflacja „zje” wzrost wynagrodzenia pracowników, którzy zaczną wymagać od pracodawcy jeszcze więcej. Oczekiwania inflacyjne są bowiem adaptacyjne – gdy ceny wzrosną, konsumenci (czyli pracownicy) będą oczekiwać dalszego wzrostu na podobnym, wysokim poziomie, nawet jeżeli nie będzie to usprawiedliwione ekonomicznie.
Czy więc przedsiębiorcy pomogą w zwalczaniu inflacji? Niestety, mało kto potrafi przełożyć długoterminowe dobro ogólne nad krótkoterminowy zysk. W związku z tym – nie sądzę.
Konsumenci
Przeciętny Kowalski również ma wpływ na inflację. Co prawda jako jednostka za wiele nie zdziała, ale sumarycznie wraz z Nowakami i innymi Iksińskimi, mają dużo do powiedzenia. Cena nie zwiększy się skutecznie, dopóki nie ma na dany produkt wystarczającego popytu przy konkretnej cenie. To od nas zależy co kupimy i za ile. Jako konsumenci powinniśmy być bardzo odporni na sianie paniki w mediach i patrzeć na wszystko obiektywnie. Widząc podwyższone ceny w sklepie, lepiej najpierw sprawdzić co oferują inne sklepy – być może ktoś podniósł ceny przedwcześnie i próbuje wykorzystać sytuację? O ile jeszcze mamy wybór, to dobrze. Gorzej, gdy wszyscy zaczną podnosić ceny. Wtedy ważne jest jednak zachowanie zdrowego rozsądku. Wykupywanie całego sklepu i robienie dwuletnich zapasów w domu to najgorsze, co można zrobić w sytuacji pojawiającej się inflacji – w końcu podaż dóbr i usług jest ograniczona i często mało elastyczna. Gdy każdy tak zrobi, to ceny wzrosną z powodu nagłego, nieprzewidzianego wzrostu popytu.
Lepiej nie dolewać oliwy do ognia. Przeciętny konsument mógłby zatrzymać inflacje po prostu zachowując zdrowy rozsądek. Tylko czy naprawdę można na to liczyć ze strony większości społeczeństwa? No właśnie.
Podsumowanie
Jak widzisz, nie bez powodu w tytule artykułu użyłem sformułowania „kto mógłby”, a nie „kto może” zatrzymać inflację. Bardziej prawdopodobne jest, że wymienione grupy zaszkodzą, niż pomogą. No może za wyjątkiem banku centralnego, choć to też wcale nie jest pewne. Ten artykuł miał dowieść jednego: w teorii zatrzymanie pędzącej inflacji jest możliwe, ale wymagałoby to mało prawdopodobnych akcji ze strony każdej z grup. Lepiej do wysokiej inflacji nie doprowadzić wcale.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję