Niedobory chipów stanowią przedmiot rozważań wielu inwestorów. Faktem jest, że pandemia koronawirusa, zmiana zachowań społecznych i inne czynniki, z których część ma charakter nadzwyczajny, doprowadziły do tego, że półprzewodniki stały się dobrem deficytowym. Zapewne, gdyby nie splot aż tylu negatywnych czynników, to nie doszłoby do tak poważnej nierównowagi podażowo-popytowej. Traci na tym wiele branż, w tym najchętniej przywoływana przez media motoryzacja. Niedobory stały się na tyle duże, że coraz częściej słychać o transakcjach na czarnym rynku. Jeden z ośrodków analitycznych skomentował to zjawisko słowami: „wygląda to trochę jak pokątna wymiana walut dokonywana w męskiej toalecie na lotnisku w Rio de Janeiro”. Zarządy firm półprzewodnikowych powszechnie twierdzą, że nierównowaga zmniejszy się dopiero w 2022 roku. Wzrosty sprzedaży w sektorze chipowym trwają już 5 kolejnych kwartałów, co może oznaczać, że jesteśmy na półmetku dobrej koniunktury. Ceny akcji firm dostarczających chipy dla motoryzacji zazwyczaj osiągają szczyty lokalne na 1-2 kwartały przed apogeum koniunktury w sferze realnej. Benchmarkowy indeks SOX, mimo, że flirtuje z maksimami historycznymi, wysyła jednak pewne sygnały ostrzegawcze, nad którymi powinni zastanowić się wszyscy rozważający zakup papierów półprzewodnikowych.
Blady strach padł na wiele firm, których działalność biznesowa opiera się na wykorzystywaniu półprzewodników w procesach produkcyjnych. Spektrum branż jest bardzo szerokie, co wynika z powszechności zastosowań chipów. Kojarzy się je zwykle m.in. z motoryzacją, sprzętem IT, produkcją sprzętu AGD czy urządzeń mobilnych. Przedstawiciele tych sektorów odczuwają poważne problemy z powodu narastającego deficytu podaży półprzewodników[1].
Media są pełne migawek, pokazujących przyfabryczne parkingi przepełnione nieukończonymi samochodami. Niska dostępność chipów spowodowała, że to, co jeszcze do niedawna można było dostać od ręki, stało się obecnie towarem deficytowym, na który przychodzi coraz dłużej czekać i płacić o wiele więcej niż wcześniej, gdy bilans podażowo-popytowy był znormalizowany.
Na pierwszy plan wybijają się rosnące ceny i powiązany z nimi bardzo niski poziom zapasów chipów. UBS Evidence Lab, jedno z wiodących opracowań branży półprzewodników, które opisuje trendy w obu dziedzinach na bazie danych, aktualizowanych w odstępach tygodniowych od sierpnia 2019 roku, potwierdza to zjawisko.
Raport szwajcarskiego banku inwestycyjnego segmentuje półprzewodniki pod kątem kilku podstawowych kategorii produktowych – wzmacniacze (ang. amplifiers), diody (ang. diodes), kondensatory (ang. capacitors), mikrokontrolery (ang. microcontrollers), przetworniki danych (ang. data converters) i tranzystory (ang. transistors).
Jeszcze rok temu ceny półprzewodników zwyżkowały, ale można było przyjąć, że odbywa się to w ramach długoterminowego stabilnego trendu wzrostowego. Wiosną 2021 roku trend przyspieszył, a koszt nabycia gwałtownie poszedł w górę, w niektórych kategoriach nawet w tempie trzycyfrowym. Najmocniej eksplodowały ceny kondensatorów, diód, tranzystorów i mikrokontrolerów.
Zjawisku eksplozji cen, w większości kategorii branży półprzewodnikowej, towarzyszył spadek poziomu zapasów. UBS opisuje to zagadnienie biorąc pod uwagę, jaki procent produktów z pełnej listy specyfikacyjnej półprzewodników jest akurat dostępna dla klientów ze stanów magazynowych.
Widoczny jest wyraźny trend spadkowy dostępności, który przybrał na sile podobnie jak w kontekście cen, w okolicach wiosny tego roku. Najbardziej skrajny przypadek stanowią wzmacniacze, których zapasy stanowiły we wrześniu 2021 nieco ponad 5 proc. tego, co figurowało na listach dostępnych chipów.
Skąd wziął się deficyt podaży?
Wiele osób zastanawia się, co złożyło się na deficyt podaży półprzewodników. Przyczyn jest kilka, lecz trudno wskazać moment, w którym wszystkie się na siebie nałożyły. Być może gdyby nie to nagłe spiętrzenie negatywnie oddziałujących czynników, to obraz branży półprzewodnikowej wyglądałby zupełnie inaczej.
Pandemia zmieniła - niewykluczone, że w wielu przypadkach bezpowrotnie - model zachowań społecznych. Izolacja - przymusowa lub dobrowolna - doprowadziła do tego, że więcej czasu spędzamy w domach, a praca zdalna stała się powszechna. Dodatkowo, na skutek braku konieczności dojazdów do miejsca pracy, zwiększył się zasób wolnego czasu, którym dysponujemy. To spowodowało wzrost zapotrzebowania na produkty zawierające półprzewodniki.
Innym czynnikiem wpływu jest także upowszechnienie się wykorzystania chmury obliczeniowej w różnych procesach. Korporacje coraz częściej przetwarzają olbrzymie ilości danych, co wymaga odpowiednio wydajnych serwerów oraz innych urządzeń wspierających procesy IT.
Nie bez znaczenia jest również zapotrzebowanie na karty graficzne używane przez kryptowalutowych górników, choć to źródło nieco przygasło za sprawą czerwcowego przykręcenia śruby przez chińskie władze, podmiotom kopiącym wirtualne waluty. Do tego dochodzi wzrost popytu na półprzewodniki w związku z wdrażaną w wielu krajach komunikacją w standardzie 5G. To pokazuje, że struktura gospodarki ulega systematycznym zmianom.
Najnowsze produkty dostępne na rynku są mocno nafaszerowane technologiami. Widać to zwłaszcza w motoryzacji. Pat Gelsinger, CEO Intela, przewiduje, że w 2030 roku półprzewodniki będą stanowić 20 proc. kosztów materiałowych w samochodach klasy premium, podczas gdy w 2019 roku zmienna ta wyniosła ok. 4 proc.
Do tego, choć koronawirus zdaje się opanowany - a przynajmniej nie budzi takich obaw jak jeszcze w połowie 2020 roku - pojawiają się kolejne fale zachorowań, które prowadzą do mniej lub bardziej długotrwałego zamykania lub ograniczania produkcji w zakładach wytwarzających chipy (np. ostatni lockdown w Malezji).
To wszystko ma również wymiar pośredni – zdarza się, że już wyprodukowany półprzewodnik nie może zostać dostarczony. Dzieje się tak ze względu na zakłócenia pracy centrów logistycznych (np. portów czy punktów przeładunkowo-składowych). O tego rodzaju problemie informował w sierpniu Bloomberg. Agencja podała, że japoński wytwórca chipów – Rohm (ticker: 6963), dostarczający komponenty m.in. dla Toyoty, Forda i General Motors, ma kłopoty ekspedycyjne.
Całość obrazu uzupełniają też niedopasowania popytowo-podażowe, powstałe w wyniku błędnych decyzji zarządczych, podjętych przez firmy motoryzacyjne. Koncerny początkowo zakładały, że następstwem koronawirusa będzie zmniejszenie popytu na samochody, skoro ludzie zmniejszyli swoją mobilność. Takie podejście było poparte rezygnacją z części zamówień na chipy. Rzeczywistość okazała się jednak inna. Popyt na auta zwiększył się, gdyż część ludzi doceniło przewagę posiadania własnego pojazdu nad korzystaniem ze zbiorowych środków lokomocji (mniejsze ryzyko zakażenia wirusem).
Jednym z efektów splotu tych wszystkich okoliczności jest to, że zapasy amerykańskich sieci dealerskich prowadzących sprzedaż detaliczną samochodów osobowych notują rekordowo niski poziom – grubo poniżej jednokrotnego ujemnego odchylenia standardowego. Wygląda na to, że samochód stał się dobrem trudno dostępnym, a w salonach niektórych marek nie da się dostać pojazdu od ręki czy w perspektywie czasu nieirytującej konsumenta.
UTRACONY WOLUMEN SPRZEDAŻY MOTORYZACJI Z POWODU DEFICYTU CHIPÓW
Motoryzacja jest uznawana za jeden z bardziej dotkniętych zakłóceniami podaży półprzewodników sektor gospodarczy. Można podjąć się próby oszacowania skali tego zjawiska, biorąc pod uwagę sprzedaż uzyskaną (w uproszczeniu zrealizowaną) i porównując dane dla sprzedaży potencjalnej, czyli tej nieuzyskanej (niezrealizowanej), ale która mogłaby być zaksięgowana, gdyby producenci pojazdów nie odczuwali niedoboru chipów.
Tego zadania podjęli się analitycy amerykańskiego banku inwestycyjnego Goldman Sachs. Według ich obliczeń trzeci kwartał 2021 roku był najgorszy pod względem utraty wolumenu sprzedażowego z powodu deficytu podażowego półprzewodników. Koncerny motoryzacyjne mogłyby wygenerować około 20 proc. dodatkowej sprzedaży, gdyby posiadały pełny dostęp do odpowiedniej liczby chipów.
Co ważniejsze, skala utraconego wolumenu pogłębiała się na przestrzeni tego roku. Zaczęło się skromnym – 7 proc. ubytkiem sprzedaży w pierwszym kwartale, lecz począwszy od następnego kwartału utrata wolumenu była dwucyfrowa i powiększała się systematycznie. Dane za czwarty kwartał są szczątkowe, gdyż zawierają tylko kilkanaście dni października, więc trudno je uznać za miarodajne dla oceny trendu w dłuższym horyzoncie.
CZARNY RYNEK PÓŁPRZEWODNIKÓW
Znaczące deficyty podaży półprzewodników spowodowały, że daje się zauważyć, stosunkowo rzadko występujące w gospodarce wolnorynkowej, zjawisko spekulacji komponentami na czarnym rynku.
Przykładów tego typu praktyk jest sporo. Czarnorynkowa cena chipu Bosch ESP (do systemu kontroli trakcji sterującego hamulcami) wynosi ok. 625 USD, choć gdy sytuacja w branży była unormowana jego koszt oscylował wokół 2 USD. Jak metaforycznie skomentował ten stan rzeczy Global Macro Monitor: „wygląda to trochę jak pokątna wymiana walut dokonywana w męskiej toalecie na lotnisku w Rio de Janeiro”.
Plotki rynkowe rozpowszechniane przez chiński portal yicai.com wskazywały, że w transakcje czarnorynkowe zaangażował się tamtejszy producent pojazdów z napędem elektrycznym – Li Auto (ticker: LI). Medium donosiło, że spółka zakupiła tysiące zestawów chipów do elektronicznego systemu hamulca postojowego po 5 tys. CNY za sztukę (ok. 776 USD), co znacząco przewyższało normalną cenę rynkową (6 CNY). Li Auto natychmiast zdementowało informację portalu twierdząc, że nie uczestniczy w transakcjach czarnorynkowych.
Sytuację w zakresie dostaw półprzewodników monitoruje m.in. chińska Państwowa Administracja ds. Regulacji Rynku (PARR). Jej uwadze nie umknęły wątpliwe praktyki spekulacyjne trzech firm handlowych (dwóch w Szanghaju i jednej w Shenzhen). PARR nałożył na nie we wrześniu grzywny w wysokości 2,5 mln CNY, gdy wyszło na jaw, że sprzedawały chipy samochodowe po niekiedy gigantycznych marżach – w skrajnych przypadkach nawet 40-krotnie wyższych od regularnej ceny rynkowej. To znacząco przewyższało poziomy notowane w czasach zrównoważonego bilansu podaży i popytu, gdy przeciętni dystrybutorzy półprzewodników uzyskiwali 7-10 proc. marżę na sprzedaży.
PRODUCENCI CHIPÓW BENEFICJENTAMI DEFICYTU PODAŻY
Nie wszystkim firmom towarzyszą posępne nastroje. Producenci chipów zapewne zacierają ręce z zadowolenia, choć w dłuższej perspektywie może być to nieco iluzoryczne, gdyż w interesie całego łańcucha kreowania wartości dodanej leży osiągnięcie pewnego punktu równowagi, co stanowiłoby zabezpieczenie dobra wszystkich uczestników.
O tym, że kryzys półprzewodnikowy wymyka się spod kontroli i niezbędne będą działania wspierające na szczeblu państwa, które uwzględnią interesy wszystkich, przekonuje spotkanie w Białym Domu sprzed tygodni. Uczestniczyły w nim delegacje Wielkiej Trójki z Detroit – motoryzacyjne koncerny General Motors, Ford i Stellantis. Obecni byli również przedstawiciele firm technologicznych Apple, Micronu, Microsoftu i Intela. Ze strony administracji prezydenckiej wzięli udział Gina Raimondo, sekretarz handlu i Brian Deese, dyrektor Narodowej Rady Gospodarczej. Wszystko w celu omówienia obecnej sytuacji gospodarczej i rozważenia, jakie działania na poziomie rządu mogą pomóc w wypracowaniu sensownego rozwiązania.
Sporo spółek wytwarzających półprzewodniki raportowało ostatnio swoje wyniki finansowe, nieraz dołączając do nich komunikaty na temat oczekiwanego utrzymania się niedoboru podaży.
Samsung Electronics podał, że zysk za trzeci kwartał był najwyższy w perspektywie ostatnich trzech lat. Zysk operacyjny południowokoreańskiego koncernu wzrósł o 28 proc. rdr do ok. 15,8 bln wonów, a ten przypisany do segmentu półprzewodnikowego aż o 82 proc. rdr do ok. 10,1 bln wonów.
Taiwan Semiconductor odnotował 14 proc. rdr wzrost zysku operacyjnego, a zarząd ogłosił, że prawdopodobnie pokona w czwartym kwartale konsensus oczekiwań analityków, dotyczący przychodów netto ze sprzedaży.
Che Chia Wei, prezes zarządu tajwańskiej firmy, ujawnił przy okazji publikacji wyników, że spodziewa się „bardzo napiętych” mocy produkcyjnych firmy do końca 2022 roku. Było to zbliżone do doniesień innych spółek. Samsung Electronics ostrzegł, że niedobory chipów prawdopodobnie utrzymają się w 2022 roku, a problemy z wydolnością łańcuchów dostaw, napotkane przez niektórych odbiorców, mogą zaszkodzić sprzedaży półprzewodników w nadchodzących miesiącach.
Podobnego zdania była Lisa Su, szefowa Advanced Micro Devices (ticker: AMD), która oceniła podczas wrześniowej Code Conference w Beverly Hills, że niedobór półprzewodników wejdzie w fazę łagodzenia kryzysu dopiero w najbliższym roku.
JESTEŚMY W POŁOWIE DOBREJ KONIUNKTURY W BRANŻY CHIPÓW DLA MOTORYZACJI
Produkcja chipów jest biznesem podlegającym zjawisku cykliczności. Zwiększone zapotrzebowanie na półprzewodniki przeplata się z chudszymi okresami, gdy aktywność gospodarcza słabnie, a ich wytwórcy stają przed dylematem, co zrobić, gdyby okazało się, że moce produkcyjne są zanadto rozbuchane.
Z wyliczeń GSGIR na bazie danych SIA wynika, że przeciętny czas trwania dobrej koniunktury trwa średnio 8-10 kwartałów, licząc od dna koniunkturalnego do szczytu. Zostało to zmierzone sekwencją wzrostu dostaw chipów, ale tylko biorąc pod uwagę przemysł motoryzacyjny, więc w innych sektorach może się nieco różnić. Cykl trwa dopóki rośnie sprzedaż w perspektywie kwartalnej. Po okresie wzrostów dochodzi co pewien czas do pogorszenia koniunktury, co jest z reguły krótsze.
W przypadku dostaw chipów analogowych dla przemysłu motoryzacyjnego, cykl dobrej koniunktury przeciętnie trwa 10 miesięcy, podczas których wartość sprzedaży rośnie o 76 proc. (od początku do końca cyklu). W segmencie mikrokontrolerów cykl trwa średnio 8 miesięcy, a sprzedaż zwyżkuje o 58 proc.
Ostatnie dno koniunkturalne przypadło na drugi kwartał 2020 roku. Od tego czasu upłynęło pięć kwartałów, można więc szacunkowo uznać, że branża jest na półmetku dobrych czasów.
NAWET JEŻELI INWESTOWAĆ, TO JAK WYPOSAŻYĆ ZAKŁADY?
Poddając się świetnej koniunkturze, producenci chipów mogliby dokonać inwestycji i znacząco zwiększyć swoje moce produkcyjne. Zajęłoby to wprawdzie trochę czasu, ale ograniczyłoby nierównowagę podaży i popytu. Lecz z drugiej strony istnieje ryzyko błędnego oszacowania rozmiaru zapotrzebowania na nowe moce produkcyjne - zbyt agresywny proces ich zwiększania mógłby zaalarmować inwestorów z rynków kapitałowych, z których część nie wahałaby się zarzucać zarządom marnotrawstwa pieniędzy.
Plany inwestycyjne ogłosiły m.in. Intel i Taiwan Semiconductor. Intel chce kosztem 20 mld USD postawić nową fabrykę w stanie Arizona, niedawno korporacja zapowiedziała także budowę dwóch nowych zakładów w Europie za cenę ok. 95 mld USD. Tajwański gigant branży półprzewodnikowej zamierza z kolei wydatkować 100 mld USD w perspektywie najbliższych kilku lat, w tym na fabrykę zlokalizowaną w Japonii.
W kontekście inwestycji, nie tylko sama decyzja o podjęciu wysiłku stanowi wyzwanie, ale okazuje się, że nawet gdyby była ona uzasadniona ekonomicznie i nie prowadziła do nadmiernego wzrostu mocy produkcyjnych, to problemem może być to, w co wyposażyć nowe zakłady. Dotyczy to także inwestycji odtworzeniowych.
20 października wiele firm branży wprowadził w zakłopotanie niderlandzki ASML Holding (ticker: ASML), który ogłosił guidance wynikowy. Zarząd ujawnił, że z powodu zakłóceń w łańcuchach dostaw musi obniżyć swoje oczekiwania co do rezultatów za cały 2021 rok. Analitycy sektora zwrócili uwagę na pewien szczegół w komunikacji – spółka podała, że sprzedaż ma wzrosnąć w tempie zbliżającym się do 35 proc. rdr, choć wcześniej deklarowała, że tempo wyniesie ok. 35 proc. Niby drobny szczegół, lecz na wieść o nim akcje ASML spadły o ok. 2-3 proc. w zależności od rynku notowań (Amsterdam i USA).
Informacja uderzyła w producentów półprzewodników, gdyż może komplikować ich plany inwestycyjne. Niderlandzka spółka, która posługuje się dość oryginalnym mottem: „Najważniejsza firma technologiczna, o której nigdy nie słyszeliście” (ang. the most important tech company you’ve never heard of), słynie z produkcji urządzeń do litografii ultrafioletowej - systemów głębokiej litografii DUV i ekstremalnie głębokiej litografii EUV, bez których nie jest możliwa produkcja chipów. Uważa się, że posiada niemal monopol na dostawy tego typu wyposażenia, zwłaszcza w zakresie pionierskich systemów EUV. W gronie jej odbiorców są wszyscy najważniejsi producenci półprzewodników, w tym Taiwan Semiconductor, Intel czy Samsung Electronics.
SAMODZIELNOŚĆ W CENIE
Dla pozycji producentów chipów istotny wydaje się też inny trend. Coraz częściej firmy, które były w pełni zależne od dostaw zewnętrznych, decydują się na samodzielne wytwarzanie półprzewodników na własne potrzeby lub zamierzają się tego zadania podjąć. W tej grupie znajdują się wielcy świata technologii – Apple, Amazon, Google i Alibaba.
Nikkei Asia podał na początku września, że Google planuje od 2023 roku wyposażać laptopy i tablety sygnowane marką Chromebook własnymi półprzewodnikami. Alibaba zaprezentowała w połowie października trzeci, własny półprzewodnik, skonstruowany na potrzeby obliczeń w chmurze, po tym, gdy w 2019 roku stała się aktywna na tym polu. W połowie 2020 roku rynki zelektryzowała wiadomość, że po piętnastoletniej współpracy z Intelem rezygnuje z niej Apple, który rozpoczął wyposażać MacBooki we własne chipy oparte na technologii ARM.
AKCJE PÓŁPRZEWODNIKOWE
Trwałe ożywienie, które zapanowało w sektorze półprzewodnikowym, może zachęcać część inwestorów do angażowania się w akcje poszczególnych firm (bezpośrednio) lub w koszyki akcji tych podmiotów poprzez ETF (pośrednio). Niektórzy z nich na pewno postawią sobie pytanie, czy nie jest już za późno na kupowanie, a część zastanowi się, czy nie warto powoli myśleć o krótkiej sprzedaży.
Z cytowanej wcześniej analizy Goldman Sachs na temat cykliczności koniunktury w branży chipów przeznaczonych dla motoryzacji, płynie jeszcze jeden ciekawy wniosek, który być może warto poddać pod osąd.
Jest on po części związany z traktowaniem rynków akcji jako wskaźników wyprzedzających koniunkturę w sferze realnej. Trendy akcji, co do zasady, kończą się pewien czas przed osiągnięciem cyklicznych maksimów i minimów koniunktury w gospodarce.
Według szacunków Goldman Sachs, wszystkie szczyty wzrostowego cyklu koniunkturalnego w zakresie półprzewodników dla motoryzacji w tym stuleciu, poprzedzało formowanie maksimów lokalnych przez akcje chipowe tego segmentu na 1-2 kwartały. Dla porównania, analogiczna zależność dla S&P 500 następowała na 2-3 kwartały przed osiągnięciem szczytu poprawy wyników finansowych komponentów indeksu.
Benchmarkowym indeksem opisującym koniunkturę w segmencie półprzewodników jest PHLX Semiconductor Sector Index (ticker: SOX). To indeks ważony kapitalizacją rynkową, który grupuje 30 emitentów zajmujących się projektowaniem, dystrybucją, produkcją i sprzedażą chipów[2].
Na wykresie indeksu w ujęciu tygodniowym widać, że po świetnym 2020 roku impet wzrostowy zaczął wyraźnie słabnąć. Trend rozwija się wprawdzie wciąż powyżej 50-sesyjnej i 200-sesyjnej średniej kroczącej, a kurs SOX flirtuje z maksimum historycznym. Niemniej być może ostrożność jest w cenie, gdyż najwyraźniej trend wszedł w dość zaawansowaną fazę, a konia z rzędem temu, kto obstawiałby powtórkę ubiegłorocznej stopy zwrotu z indeksu. Ostrzeżenia płyną z analizy podstawowych wskaźników analizy technicznej. RSI i MACD wygenerowały w styczniu-lutym sygnały zamknięcia długich pozycji, a do tego na obu wskaźnikach można zaobserwować wielomiesięczne dywergencje. Całość raczej zachęca do pozycji short niż long.
Pod kątem kluczowych, fundamentalnych wskaźników rynkowych, wyceny firm półprzewodników istotnie się znormalizowały. To już nie są wyceny na poziomie przekraczającym dwukrotność dodatniego odchylenia standardowego (biorąc pod uwagę ostatnią pięciolatkę), które panowały na rynku jeszcze w pierwszym kwartale 2021 roku.
P/E (cena do zysku) na bazie prognozowanych zysków w ciągu najbliższych 12 miesięcy wynosi ok. 21 pkt. i jest zbliżone do średniej (ok. 20 pkt.). Podobnie wygląda sytuacja w przypadku EV/EBITDA – obecna wycena na poziomie nieco ponad 14 pkt. nieznacznie przekracza średnią.
Na światowych rynkach akcji można znaleźć dziesiątki spółek działających w branży chipowej. Z reguły są to firmy umiarkowanych rozmiarów pod względem kapitalizacji, notowane przede wszystkim w Stanach Zjednoczonych, Chinach, na Tajwanie, w Korei Południowej, Japonii, Malezji czy Niemczech.
Uwagę inwestorów przyciągają jednak z reguły najwięksi gracze sektora. Jest to podyktowane po części wysokimi barierami kapitałowymi wejścia do branży, a zwłaszcza niezbędnymi do utrzymania wysokiego tempa innowacyjności. Półprzewodniki należą do nielicznych segmentów, w których to, co było pięć lat temu, zdaje się już nieco archaiczne. Żeby nie wypaść z wyścigu konkurencyjnego niezbędne jest dysponowanie potężnymi zasobami własnego kapitału i/lub dostępem do źródeł zewnętrznych.
Poniżej przedstawiono czołową dziesiątkę firm giełdowych sektora, mających zróżnicowane modele biznesowe. Część z nich koncentruje się niemal w całości na półprzewodnikach, część stawia na bardziej zdywersyfikowane produktowo podejście. Cechują je wysokie marże operacyjne, wszystkie wypłacają także dywidendy, choć w większości przypadków nie da się ich zaliczyć do najwyższych. Nie są to przy tym akcje wybitnie zmienne – wskaźnik beta dla najbardziej skrajnych przypadków nie przekracza 1,6 pkt.
-
Więcej o tym, czym są półprzewodniki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Półprzewodniki. O modelach biznesowych funkcjonujących w branży: https://en.wikipedia.org/wiki/Semiconductor_industry. ↑
-
Więcej informacji na temat indeksu znajdziesz tu: https://indexes.nasdaqomx.com/Index/Overview/SOX, a analizę, w której podane są m.in. ETF-y na SOX znajdziesz tu: https://indexes.nasdaqomx.com/docs/SOX%20Research.pdf ↑
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję