„Obyś żył w ciekawych czasach” – brzmi znane przysłowie, a konkretnie przekleństwo chińskiego pochodzenia. I faktycznie, przyszło nam żyć w przełomowym okresie. Niestety – zgodnie ze wspomnianą mądrością – oznacza to koniec świata, jaki znamy. Globalizacja najprawdopodobniej ponownie dobiega końca. Co oznacza to w praktyce?
Globalizacja
Na początek zastanówmy się, czym w ogóle jest globalizacja. Według Wikipedii to „ogół procesów prowadzących do coraz większej współzależności i integracji państw, społeczeństw, gospodarek i kultur, czego efektem jest tworzenie się „jednego świata”, światowego społeczeństwa; zanikanie kategorii państwa narodowego; kurczenie się przestrzeni społecznej i wzrost tempa interakcji poprzez wykorzystanie technologii informacyjnych oraz wzrost znaczenia organizacji ponad- i międzynarodowych, w szczególności ponadnarodowych korporacji.”
Innymi słowy, to przebudowywanie świata w taki sposób, by przypominał „jedną wielką wioskę”, w której jedni są odpowiedzialni za produkcję konkretnych towarów czy żywności a inni rządzenie.
Do niedawna tak zresztą wyglądała nasza rzeczywistość. Problem polega na tym, że obecny kryzys gospodarczy i pandemia koronawirusa zaczęły to zmieniać.
Ale to już było…
Na globalizację warto spojrzeć trochę w szerszym kontekście. Choć wielu genezę tego procesu widzi dopiero w kolonializmie, tak naprawdę próbą globalizacji świata – oczywiście w węższym terytorialnie tego słowa znaczeniu – były już podboje Aleksandra Wielkiego (hellenizm) czy budowa Imperium Rzymskiego. W obu przypadkach proces załamał się w chwili upadku głównego mocarstwa, które za nim stało.
Kolejną próbą globalizacji były właśnie podboje kolonialne przez państwa europejskie. Ostatecznie ten etap przerwał wybuch I wojny światowej. Po budowy „globalnej wioski” powróciliśmy dopiero po II wojnie światowej. Tą z kolei zdecydowanie wygrały USA i ZSRR. Mimo zapadnięcia żelaznej kurtyny, oba mocarstwa właściwie „ustawiały” świat po swojemu po obu stronach tej ostatniej. Wszystko nabrało tempa po 1989 r., gdy na przysłowiową chwilę to USA zdominowały niemal cały glob.
Pobudka smoka
Sukces USA prowokował niektórych obserwatorów do tworzenia teorii o „końcu historii”. Ludzkość miała ich zdaniem wybrać demokracje liberalną, wolny rynek i w efekcie wszyscy mieliśmy żyć długo i szczęśliwie. Jak naiwne były to marzenia, przekonaliśmy się bardzo szybko. Ważne w rozumieniu tego, co dziś dzieje się na świecie jest jednak to, że na globalizacji zyskały przede wszystkim Chiny. To one zalały świat swoimi produktami – nierzadko niskiej jakości, ale za to bardzo tanimi. Rezultatem było zachwianie wymiany handlowej za niekorzyść USA. Amerykańskie elity musiały z tym coś zrobić.
Błędem jest myślenie, że Waszyngton postanowił zając się „problemem chińskim” dopiero za rządów Donalda Trumpa. Tak naprawdę już administracja Baracka Obamy wykonała tzw. piwot na Pacyfik, czyli przekierowanie amerykańskiego potencjały w region Azji Południowo-Wschodniej.
Dopiero jednak obecny prezydent USA podjął zdecydowanie kroki w kierunku pokonania Chin, wprowadzając wysokie cła na produkty swojego rywala, tym samym wypowiadając mu wojnę handlową.
Koniec globalizacji
I tak dobrnęliśmy do końca tego etapu globalizacji, który dzieje się na naszych oczach. Dotąd większość barier występujących w handlu międzynarodowym powodowało, że np. chińskie firmy mogły na prawie równych warunkach rywalizować z amerykańskimi o europejskie podwórko. Wiązało się to też z transferem pewnych wzorców kulturowych (makdonaldyzacją) i potęgą organizacji międzynarodowych takich jak: Bank Światowy, Międzynarodowy Fundusz Walutowy czy Światowa Organizacja Handlu.
Problem ostatniego etapu globalizacji było jednak to, że cały proces przestał się opłacać USA. - Odrzucamy ideologię globalizmu i przyjmujemy doktrynę patriotyzmu - oświadczył jesienią 2018 r. Donald Trump.
Ostateczny cios globalizacji zadał koronawirus. Dziś wiele krajów, które dotąd produkowały w Chinach, chcą ściągać produkcję do siebie. Ich elity polityczne zobaczyły, jak ważne jest posiadanie tego typu zaplecza wewnątrz swoich granic. Możemy więc oczekiwać, że szybko przemienią słowa w czyny.
Na łamach „Polski Times” prognozował to niedawno Jacek Bartosiak, ekspert ds. geopolityki. Jego zdaniem na naszych oczach będzie dochodził do przemodelowania modelu gospodarczego. - On musi ulec fundamentalnej zmianie. Tylko najpierw trzeba się uporać z pandemią - dopiero potem będziemy się zastanawiać, jak ma wyglądać ten nowy ład. Na razie największym problemem jest sam koronawirus, co widać po wynikach, jakie notuje amerykańska giełda w ostatnich tygodniach – mówił początkiem kwietnia.
W praktyce oznacza to, że świat z globalnej wioski zamieni się zespół mniejszych osad, które zapewne będzie ze sobą współpracowały, ale w mniejszym zakresie, niż miało to miejsce wcześniej. Ograniczy to też przepływ kapitału, co będzie miało ogromny wpływ na giełdy i wszelkiej maści rynki.
Komentarze
Sortuj według: Najistotniejsze
Nie ma jeszcze komentarzy. Skomentuj jako pierwszy i rozpocznij dyskusję